palnick palnick
398
BLOG

Upadłość Stoczni Gdynia - złoty strzał PO.

palnick palnick Polityka Obserwuj notkę 9

Napiszę o stoczni w Gdyni, bo ten temat znam. Co dokładnie dzieje się w Szczecinie – nie wiem.

Pamiętam dyskusje na temat przyszłości stoczni produkcyjnej w Gdyni. Zawsze uważałem, że najroztropniejszym rozwiązaniem byłoby przebranżowienie jej na stocznię remontową, co nie wiązałoby się z dodatkowymi kosztami a załogę uchroniłoby przed masowymi zwolnieniami. Stocznia ta ma stosunkowo nowoczesną infrastrukturę, w tym dwa piękne doki. Popyt na usługi remontowe jest wielki i niezagrożony wygaśnięciem, ze względu na przepisy klasyfikacyjne narzucające armatorom cykliczne dokowania, przeglądy i remonty, bez których statki nie mają prawa pływać po morzach. Ze zdziwieniem nie wyłowiłem w rządowych projektach tej opcji. Byliśmy mamieni „katarskim inwestorem” a potem stocznia została zlikwidowana, pracownicy zwolnieni (zwolnienia w obu stoczniach kosztowały budżet jednorazowo ponad 100 mln zł. Nie licząc wypłacanych później zasiłków dla bezrobotnych) Majątek został sprzedany.
 
Teraz „nabywcy” doków wynajmują je Gdańskiej Stoczni Remontowej duszącej się od nadmiaru zleceń, cierpiącej przy tym na brak doków. Oba doki stoczni gdyńskiej są bez przerwy zajęte a przy nabrzeżach stoczniowych cumują statki czekające w kolejce na swoja kolej. Jest to więc praktycznie stocznia remontowa.
 
Powstaje pytanie, dlaczego rząd PO nie zmienił profilu tej firmy od razu?
 
Odpowiedź wydaje się prosta, tym bardziej, że wpisuje się ona w metodę traktowania Polski przez Tuska i jego kumpli.
Mianowiciezwykła zmiana specjalności firmy nic nie dałaby środowisku platformy. Natomiast likwidacja i wyprzedaż majątku to pole do wielu „wziątek” i około stoczniowych biznesów – jak choćby szkolenia zwolnionych pracowników w innych specjalnościach.
 
Wtym kontekście sprawdzenie, jaka jest personalna struktura właścicielska firm, które kupiły doki Stoczni Gdyńskiej wydaje się sprawą kluczową do wskazania przyczyn wyboru przez rząd tej ścieżki przekształceń w Gdyni.
 
Ktoś może argumentować, że innej możliwości nie było, bo tak sobie życzyła pewna kobieta z Brukseli – pani Kroes. Ja myślę, że była ona wygodnym alibi dla lodziarzy z Platformy.
 
Poniżej historia warta przeczytania, dotycząca skuteczności działań tej pani w Niemczech:
 
Dwie niemieckie stocznie produkcyjne położone nad Bałtykiem: w Wismar i Warnemuende, które na początku czerwca 2009 ogłosiły upadłość, otrzymały od państwa dodatkowe 190 milionów euro kredytu, aby ratować miejsca pracy.

Jak poinformował syndyk masy upadłościowej obydwu stoczni należącej do spółki Wadan (w Wismarze i Warnemuende) Marc Odebrecht, niemiecki rząd zgodził się udzielić 190-milionowej pożyczki. Pieniądze te umożliwiły stoczniom kontynuowanie budowy dwóch promów dla szwedzkiego armatora "Stena Line", co w konsekwencji umożliwiło utrzymanie 2500 miejsc pracy dla stoczniowców.
Nawet sam Odebrecht przyznał, że owe 190 milionów euro to jedna z największych pomocy finansowych, jakie po drugiej wojnie światowej państwo udzieliło firmie.90 proc. tej sumy gwarantuje rząd, a 10 proc. banki.
Media niemieckie nie ukrywają, że porozumienie w kwestii zgody i wysokości kredytu dla upadłych stoczni musiał zaakceptować zarówno związek federalny, jak i kraj związkowy Meklemburgia-Przedmurze. Wcześniej władze landu, aby (chociaż krótkotrwale) ratować miejsca pracy w obydwu stoczniach, udzieliły im kredytu w wysokości 1,5 miliona euro. Jak twierdzi syndyk, milionowe kredyty to dopiero pierwszy krok w działaniach mających uratować tamtejsze miejsca pracy, dalsze to wdrażanie programu ratunkowego.

Od roku 2008 większościowym udziałowcem obydwu stoczni, zatrudniającym w tej chwili około 2500 osób, jest rosyjski fundusz inwestycyjny FLC West (mający około 70 proc. akcji).Stocznie należące do tej spółki traciły w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zamówienia i na początku czerwca2009, pomimo otrzymania już jednej milionowej pomocy kredytowej sąd ogłosił ich upadłość.
Obydwie skorzystały już raz z federalnej i landowej pomocy finansowej, otrzymując kredyty i poręczenia na łączną sumę 220 milionów euro.
Tym razem stoczniowcy słusznie mieli nadzieję, że jeszcze jeden zastrzyk finansowy zostanie pomyślnie wykorzystany i uda im się zachować miejsca pracy.

Czy ta informacja nie jest zdumiewająca?
 
Popierwsze - Niemcom wolno stosować pomoc publiczną dla stoczni i to na astronomiczną kwotę ponad 400 mln. Euro.
 
Podrugie - Gdzie była surowa komisarz Kroes?!
 
Potrzecie - Po usunięciu konkurencji w postaci Polskich stoczni, jest nadzieja, że nad Bałtykiem nie ustanie wodowanie nowych statków, a 2500 stoczniowców utrzyma zatrudnienie - tyle, że nie w Polsce.
Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego pewne "zasady unijne" dotyczą Polski ale już nie mają zastosowania w Niemczech?
Czy nie chodziło tu o likwidację polskiej konkurencji? Ta sprawa doskonale pokazuje stosunek PO do interesów Polski.
 
Dlaczego polskie media głównego nurtu powtarzają wyłącznie narrację PO?
 
palnick
O mnie palnick

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka