palnick palnick
344
BLOG

Polityczny marketing narracyjny w miejsce sporu idei

palnick palnick Polityka Obserwuj notkę 39

 

Eryk Mistewicz to były dziennikarz „Wprost”, kiedyś doradca marszałka Płażyńskiego, w wyborach z roku 2005, strateg nieudanej kampanii Zbigniewa Religi w trakcie, której pan profesor wycofał się. Pracował w agendach rządu francuskiego, we Francji zresztą edukowany. Pracował podczas kampanii wyborczych we Francji i Szwajcarii. Szczegółowy życiorys zawodowy Mistewicza urywa się jakieś cztery lata temu odkąd to pracuje z politykami i osobami publicznymi w Polsce i Francji – bez podawania konkretów.

Kim jest Eryk Mistewicz przedstawiany jako specjalista od marketingu politycznego, konsultant polityczny, kreator wizerunku politycznego. Kogo kreuje i kto jest dziełem mistrza?
O tym, kto korzysta z jego konsultacji można domyśleć się z jego własnych słów rozproszonych w licznych oficjalnych wypowiedziach.
Trzeba zacząć od wizji uprawiania polityki oraz rodzaju PR-u któremu hołduje Mistewicz. Otóż uważa on, że żyjemy w epoce postpolitycznej, ponieważ coraz mniej zależy od polskich polityków na arenie krajowej, ponieważ w coraz większym stopniu wdrażają jedynie prawo UE. Nie ma więc zbytniego sensu polityczny pojedynek na wizje i strategie poszczególnych partii. Jak zatem powinni działać politycy i co powinni sobie uświadomić? (wypowiedzi Mistewicza kursywą)
- Przede wszystkim coraz częściej zaczyna do nich docierać, że coraz mniej mogą, że nie są już "kimś”. Za chwilę zacznie to docierać też do ich wyborców. Politycy muszą więc zawalczyć o widownię. Muszą zogniskować uwagę opinii publicznej na sobie. Pokazać: "słuchajcie, jesteśmy”. Opowiedzieć swoją historię, wygrać uwagę ludzi poprzez emocje.
Zatem nie merytoryczne argumenty a zawładnięcie emocjami wyborców. Cóż jest, więc oznaką profesjonalizmu w polityce.
- Profesjonalizacja w budowaniu emocjonujących historii, opowiadania ich ludziom, aby uczynić z nich swoich stronników - i to nie tylko w czasie przedwyborczym! - co nazywam marketingiem narracyjnym, dopiero się zadomawia. Stąd zdarzające się jeszcze błędy, nieopanowanie przekazu.
Wynika z tego, że postpolityka Mistewicza, jest to polityka, w której nie ma już wielkich idei, projektów, pomysłów na miarę Centralnego Okręgu Przemysłowego, szybkiej kolei czy polskiej biotechnologicznej Doliny Krzemowej. Jest wyłącznie bieżące wygrywanie emocji publiki i takie nią sterowanie, żeby zyskać jej poparcie i głosy zapewniające utrzymanie się przy władzy. Wygląda na to, że Mistewicz zakłada, że można opowiadać dowolne historie, można manipulować i kłamać, bo tak naprawdę nikt nie zamierza rozliczać polityków?Co on sam na to?
- Tak. Niektórzy politycy, z którymi rozmawiam, wierzą w magiczną moc słowa "sprawdzam”. W to, że za trzy miesiące pod Kancelarię Premiera przyjdą np. górnicy, lekarze, pielęgniarki czy nauczyciele lub że społeczeństwo przed następnymi wyborami powie: "sprawdzam”. I że to słowo będzie oznaczało koniec postpolityki i powrót do polityki sprzed 5-10 lat: sporu idei, rywalizacji na wielkie projekty, a nie emocjonujące opowieści, narracje, historie opowiadane sobie przez ludzi. Niestety, tak nie będzie. Nie ma już powrotu do polityki XIX wieku.
Przyznam, że to przygnębiająca diagnoza, choć zdaje się wyraźnie sprawdzać w przypadku kłamstw Tuska z kampanii wyborczej i braku reakcji oszukanych obywateli, którzy oddali na niego swój głos. Poparcie dla PO nie maleje. Czyżby ważniejsza była polityka miłości, łagodny ton wypowiedzi, miłe dla ucha opowieści premiera?
Czy już tylko tak można dotrzeć do elektoratu?
- Zastanówmy się w jaki sposób ludziom, którzy nie oglądają telewizji informacyjnych, nie wchodzą w Internet, interesują się tylko kuchnią, celebrytami, swoim życiem osobistym, w jaki sposób im opowiedzieć politykę. Przecież oni nie przeczytają raportu NIK, nie przeczytają Traktatu z Lizbony. Nie wiedzą o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.  
Zatem nie potrzeba prezentować Polakom różnych punktów widzenia, pogłębiać problemu, analizować, komentować? Wystarczy opowiadać historyjki z własnego punktu widzenia, ale tak, żeby elektorat to kupił w ciemno?
Oto co Mistewicz miał do powiedzenia po słynnej „debacie” Tuska ze związkowcami a właściwie pustymi krzesłami związkowców:
Pytanie: Pozostańmy na chwile przy słowie „żenada”. Żenada po czyjej stronie, związkowców czy rządu? Czy tak naprawdę premiera Donalda Tuska?  
EM: Premier Donald Tusk, w sumie wyszedł, jako ciekawy opowiadacz, jako osoba, która zarządza przestrzenią  narracyjną.
To ostatnie zdanie wydaje się być kwintesencją funkcjonowania Donalda Tuska w polityce a on sam wydaje się być produktem Mistewicza. To nie jest premier zarządzający państwem, to opowiadacz zarządzający przestrzenią narracyjną, który ma zawładnąć tą ogromną większością Polaków, którzy albo nie mają czasu samodzielnie pomyśleć albo po prostu nie potrafią. To oni są elektoratem Platformy. Aż 50 % naszego społeczeństwa potrzebuje dobrze opowiedzianej historyjki  zastępującej trudną  rzeczywistość.
 
Cytaty wypowiedzi pochodzą z:
palnick
O mnie palnick

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka